10 lut 2009

czaruś...

M: Ostatnio, jadąc z rozgorączkowanym synem do lekarza, dostałam mandat. Nie będę się rozwodzić nad etyką zawodu policjanta, bo faktem jest, że pędziłam, ale widok policyjnego lizaka poprzedziło absurdalne zdarzenie. Mówiliśmy sobie z Wojtusiem na zmianę bajkę o miłym tytule "Radiowozik Czaruś".

Jechał królik wyścigówką prawie stówką,
lecz zapomniał, że dziś Czaruś jest drogówką.
Za tę jazdę Czaruś wlepił mu mandacik.
Za głupotę, rzekł mu potem, trzeba płacić.


Słono.

Z kolei dziś znowu znalazłam róg wykańczający listwy podłogowe w zabawkach Wojtka. Przeprowadziliśmy więc krótką rozmowę wychowawczą, z której wydawało mi się, że syn wywnioskuje, jaki to dla mnie duży kłopot montować rogi co parę dni. Chwilę później Wojtek, "kubicując" swym czerwonym pojazdem z prędkością światła, znowu zaliczył (kółkiem!) róg. Przynosi mi więc trofeum i podaje, mówiąc: "Kłopot!".

A mój Mąąąż... Kuba był dziś u ortopedy. Lekarz o (podobno!) niedźwiedzim głosie i takiej posturze obejrzał Kubę, zdjęcia rentgenowskie jego kręgosłupa, nacisnął tu i tam, przekręcił mu szyję (odrobinkę!) i... mam Męża wyprostowanego. I w dodatku szczęśliwego!


Rozmowy około łóżeczkowe

Wojtuś w czeluściach swej łóżeczkowej jaskini Platona dokonuje wieczornej klasyfikacji:
- Kaczka. Dzióbek. Kaczka ma.
Mama. Dzióbek. Nieee maa.

Brak komentarzy: